Tożsamość i polifonia – Jacek Kurek

Plebiscyt na Górnym Śląsku 20.03.1921, karta do głosowania. Zbiory Muzeum Hutnictwa w Chorzowie.

Prowadzone namiętnie od XIX wieku dyskusje o Śląsku i Ślązakach już na starcie obciążane były emocjami wynikłymi z różnic politycznych i ideologicznych, jakie narastały wraz z kształtowaniem się ruchów narodowościowych i państw budowanych na ideałach nowoczesnej ideologii narodowej1. Od drugiej połowy XIX w. Górny Śląsk w retoryce naukowej, politycznej, kulturowej i społecznej tracił spójność. Wielka Wojna 1914–1918 stan ten jeszcze bardziej pogłębiła. A później nie było lepiej… Dzisiaj dyskusja w tej przestrzeni zdaje się najważniejszym wyzwaniem nie tylko dla świata polityki i kultury oraz pracy lokalnych samorządów. To zadanie dla wszystkich, którzy o Śląsku się wypowiadają, a zwłaszcza dla samych jego mieszkańców. Ślązacy przeżywali i – co zadziwiające – nadal przeżywają gehennę niezrozumienia. Mają za sobą kilka potężnych exodusów, a i dziś zdają się pozostawać na jakimś wewnętrznym wygnaniu.

Jedni powstańcy śląscy ginęli w niemieckich obozach koncentracyjnych II wojny światowej, inni doczekali czasów powojennych, kiedy to na jednej z konferencji śląskiej Polskiej Akademii Nauk uznano, że I powstanie śląskie wywołał wywiad niemiecki, II powstanie określono mianem, prowokacji skierowanej przeciw międzynarodowemu ruchowi robotniczemu, a w III dopatrzono się godzenia w solidarność robotników Niemiec i Polski. Dzisiaj wśród samych Ślązaków dyskusje o powstaniach przyjmują nowe kształty, bo wielu uważa, że w ogóle były one zasmucająca domową wojną, i stawia znak równości między obydwoma stronami powstańczych barykad. Inni nie mogą na to przystać, a wszyscy razem coraz bardziej emocjonalnie dają temu wyraz.

Co gorsza, Ślązacy z czasem coraz mocniej przywiązali się do przekonania o własnym cierpieniu jako wyróżniającym ich swoistym kulturowym stygmacie. Mało tego, zjawisko to zdaje się przybierać na sile. Coraz bardziej dobitnie artykułowana jest kwestia odrębności etnicznej części spośród współczesnych Górnoślązaków, domagających się uznania swoich praw jako mniejszości narodowej i określenia statusu politycznego w ramach autonomii. Gorąco dyskutowana jest kwestia języka śląskiego oraz przywoływana idea autonomii województwa śląskiego z okresu międzywojennego z jej budżetem oraz sejmem. Wiele kwestii związanych z wewnętrznymi sprawami województwa było wówczas rozstrzyganych przez jego organy (m.in. szkolnictwo ogólnokształcące i zawodowe, lokalne koleje, kwestie sanitarne, działanie policji i żandarmerii, zaopatrzenie w energię elektryczną itd.). Zwolennicy autonomii ufają w dobroczynne skutki powrotu do niej. Inni podkreślają, że współcześnie dysponujemy narzędziami instytucjonalnymi pozwalającymi na kształtowanie rozwoju województwa śląskiego bez konieczności postulowania autonomii. Końca dyskusji nie widać. I uważam, że samo w sobie nie jest to niczym niepokojącym, podobnie jak to, że śląsko-polsko-niemieckie kwestie narodowościowe nadal są mocno zawiłe, a pod pewnymi względami może nawet bardziej aniżeli niegdyś… Codzienność przynosi też niezliczone przykłady na wielobarwność obecności Śląska w umysłach jego mieszkańców. Biało-czarne podziały nigdy do niego nie pasowały.

Podczas odbywających się kilka lat temu w Polsce (i na Ukrainie) Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej na jednej z chorzowskich ulic zobaczyłem samochód dostawczy, który przy obu bocznych lusterkach miał biało-czerwone chorągiewki, a za szybą przednią żółto-niebieski szalik z napisem „Oberschlesien”. Źródła internetowe nie są zgodne co do miejsca urodzin znanego piosenkarza i instrumentalisty Zbigniewa Wodeckiego2. Niejednokrotnie (za samym zainteresowanym) podają Kraków… Tymczasem powinien być to Godów, którego jednak muzyk wskazywać nie lubi, bo, jak sam nieraz przyznawał, ma z tym problem i woli być z… Krakowa (inna rzecz, że nie przeszkadza mu to regularnie odwiedzać Godowa np. podczas dożynek).KatarzynaGärtner, artystka o pokrętnej skądinąd biografii i ciekawym dorobku, na świat przyszła w Myślenicach, ale podkreśla zawsze swoje przywiązanie do Śląska, silnie się z nim utożsamia, mimo że tu nie mieszka. Babcia, którą często odwiedzała w Zabrzu, nauczyła ją śląskiej gwary i niemieckiego języka. Od wielu lat kapituła Nagrody Prezydenta Miasta Chorzowa w Dziedzinie Kultury zastanawia się, czy nie przyznać jej urodzonemu w Chorzowie dramaturgowi Grzegorzowi Jarzynie. Na przeszkodzie wciąż jednak staje ta sama prosta konstatacja, że z Chorzowem jako miejscem urodzenia artysta się najzwyczajniej nie identyfikuje, a nawet ściągnąć go z przedstawieniem do rodzinnego miasta nie sposób. Pozostając przy tej samej Nagrodzie, jedynym do dziś, który – mimo przyznania jej – nie przyjechał na uroczystość wręczenia, jest wybitny dramaturg z Chorzowa Ingmar Villqist (Jarosław Świerszcz). Tyle tylko, że po kilku latach od tamtego wydarzenia3 pisze śląskie i na Śląsku umiejscowione dramaty, zrealizował takiż film i podpisuje się, że jest z Królewskiej Huty (choć mieszka na terenie dawnych Wielkich Hajduk, a urodził się, gdy Królewska Huta nazywała się Chorzów). Do Chorzowa (Starego) wraca z sentymentem i wzruszeniem bodaj najwybitniejsza niemiecka aktorka powojenna Hanna Schygulla, która spędziła w mieście urodzenia zaledwie pierwsze trzy lata życia, ale przez cały czas jej aktorskiej kariery zauważało się – w doborze ról – owo wielokulturowe i śląskie pochodzenie. Oczywiście, mógłbym podać bardziej spektakularne przykłady, ale po co? Wymieniając dalej, otrzymalibyśmy, zachwycający kolorami i odcieniami, imponujący kalejdoskop współczesnych postaw, bo przecież posłużyłem się jedynie garścią egzemplifikacji. Nie sądzę, by ta tożsamościowa polifonia była sama w sobie zła. Niebezpieczeństwo ma źródła gdzie indziej: w agresji, pielęgnowanym poczuciu krzywdy i kompleksach. Nie w dyskusjach czy sporach, a tym bardziej różnicach tkwi problem… Oczywiście wszystko, co tu napisałem zaliczyć by można do oczywistych truizmów, gdyby nie nasza pełna gorszących kłótni, inwektyw, wzajemnych żalów i oskarżeń coraz bardziej nas osaczająca rzeczywistość.

I jeszcze jedno… Zadziwia mnie czasami pewność, z jaką my współcześni mówimy o przeszłości, sądząc, że dobrze ją rozumiemy i wiemy wystarczająco wiele, by za pokolenia, które były przed nami, się wypowiadać, w dodatku widząc na każdym niemal kroku, jak złożona jest i niemożliwa do jednoznacznego zdefiniowania teraźniejszość… Czyżby przeszłość – dostępna jedynie z pomocą mocno ograniczonych, niepełnych i nieraz źle, a nawet tendencyjnie interpretowanych źródeł – była bardziej oczywista niż zupełnie nieoczywista współczesność?

Jacek Kurek

1 Tekst pochodzi z książki: Jacek Kurek: Widok z okna. Kraków 2023, s. 111-115.

2 Artykuł pisany był przed śmiercią Zbigniewa Wodeckiego, która miała miejsce 22 maja 2017 r.

3 Artysta otrzymał nagrodę w 2004 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *