Pod zimną gwiazdą północy – Jacek Kurek

Kościół pw. św. Marii Magdaleny w Chorzowie Starym na akwareli Jana Herli. Pocztówka ze zbiorów Muzeum Hutnictwa w Chorzowie.

Błogosławiony Ksiądz Emil Szramek mocno artykułował przekonanie, że „chrześcijaństwo przyszło do Polski przez Śląsk”. To myśl celna i uzasadniona. Nie powinna zatem umknąć uwagi trzymających pieczę nad obchodami 1050-lecia chrztu Polski. Kulminacja tych uroczystości przypada na kwiecień tego roku1. Śląsk bardzo wcześnie żył duchowością i doświadczeniem intelektualnym chrześcijańskiej Europy. Uniwersytety europejskie od Bolonii po Pragę gościły w średniowieczu Ślązaków w liczbie znacznie większej niż mieszkańców pozostałych ziem polskich. Od 1364, a zwłaszcza 1399 roku, najbliżej było ze Śląska na Uniwersytet Krakowski nazywany wówczas studium generale. Henryk Baryczpisał: „[…] w epoce największego wzrostu Uniwersytetu, w latach 1400–1525 liczba studiującej tam młodzieży była imponująca: trzy i pół tysiąca immatrykulowanych Ślązaków na ogólną liczbę wpisanych w tym czasie niewiele ponad 25 tysięcy scholarów, a zatem prawie 14% wszystkich studentów. Ale i po utracie przez uniwersytet znaczenia międzynarodowego frekwencja młodzieży śląskiej, choć zmniejszyła się poważnie, była przecież dalej duża. Ogółem w ciągu wieku XV i XVI uczęszczało na ogólną liczbę 37 648 studentów blisko 4000 Ślązaków, czyli przeszło 10% całości scholarów”. Jak dalej skrupulatnie uczony wyliczał, pomiędzy 1535 a 1600 rokiem przewinęło się też przez korytarze Uniwersytetu Krakowskiego przynajmniej 20 „kanoników katedry wrocławskiej z pochodzenia Ślązaków”2. Nie sposób nie zwrócić uwagi także i na to, że po utracie przez Akademię Krakowską (tak Uniwersytet był nazywany od końca XVI w.) znaczenia międzynarodowego wielu mieszkańców ze Śląska obrało swój edukacyjny kurs na znaczniejsze ośrodki naukowe. Ślązacy wiele wtedy podróżowali. Ale i wielu na Śląsk przybywało, a w stuleciach następnych nie miało się to zmienić. Była śląska ziemia przestrzenią podróży i wymiany, praktykowania gościnności i nadawania głębokiego sensu idei spotkania. Myśląc o korzeniach średniowiecznego Śląska, przywołać warto słowa Predraga Matvejevića z jego Brewiarza śródziemnomorskiego: „Bez względu na miejsce urodzenia czy pobytu można stać się człowiekiem Śródziemnomorza. Tego się nie dziedziczy, to się zdobywa. Bycie człowiekiem Śródziemnomorza to jedynie cecha, nie zaleta. W grę wchodzi nie tylko historia czy tradycja, geografia czy strony rodzinne, pamięć, dziedzictwo czy wiara. Śródziemnomorze to przeznaczenie”.

W 1257 roku książę opolski Władysław (ten sam, któremu nazwę zawdzięcza Wodzisław Śląski) wydał dokument zezwalający miechowskim bożogrobcom na lokację wsi Chorzów na prawie niemieckim. Ostatecznie lokowano ją ok. 1300 roku. Wtedy też Chorzów przeszedł w ręce mnichów, podobnie jak wieś Dąb, zwana wówczas najprawdopodobniej Białobrzezie (najstarsza dzielnica dzisiejszych Katowic). Obrońcy Grobu Pańskiego, których legendarne początki sięgają roku 1099, regułę św. Augustyna przyjęli w 1114 roku, a zatwierdzenie papieża Kaliksta uzyskali w 1122 roku. Odtąd też zwano ich Stróżami Grobu Pańskiego. Zbudowali w Chorzowie szpital, wkrótce pragmatycznie przeniesiony pod mury Bytomia. Szpital ów należał do domów prowincji małopolskiej zakonu. Mnisi nie paradowali tu w zbrojach i zdobnych płaszczach (jak mogłoby się wydawać, sądząc po folderach wydawanych dziś w mieście i masowych imprezach organizowanych z udziałem bractw rycerskich i grup rekonstrukcyjnych)3. Byli skromnymi szpitalnikami, wyznawcami wartości wielkich, acz mało widowiskowych. Ale bożogrobcy swoje siedziby mieli także w innych miejscowościach Śląska, np. w Raciborzu (a ściśle za jego murami w Nowym Mieście), Ząbkowicach, Bytomiu czy Nysie, gdzie od biskupa wrocławskiego Tomasza I otrzymali szpital i gdzie do dziś miasto zdobi pozostały po nich kościół i klasztor (obecnie Dom Formacyjny diecezji opolskiej, dawniej wyższe seminarium duchowne).

Choć bożogrobcy w wieku XIV włączeni zostali do joannitów, w niektórych krajach nadal cieszyli się samodzielnością. Przetrwali także na ziemiach polskich, więc i w Miechowie, a chorzowska parafia św. Marii Magdaleny nadal znajdowała się pod ich opieką. W XVIII w. chorzowski proboszcz bożogrobca ks. Ludwik Bojarski odkrył tamtejsze złoża węgla i uzyskał pozwolenie na ich wydobycie. W ten sposób powstała tu pierwsza kopalnia – „Fürstin Hedwig”, założona na gruntach zakupionych przez klasztor, a po jej unieruchomieniu – druga. Odkrycie Bojarskiego otworzyło zupełnie nowy rozdział dla okolic jego parafii. Proboszcz Józef Cyryl Wąsowicz, pełniący zarazem funkcję generalnego komisarza posiadłości bożogrobców w Prusach, przekazał Wyższemu Urzędowi Górniczemu we Wrocławiu za roczny czynsz w wysokości 40 talarów teren pod budowę Huty Królewskiej. Ostatecznie powstało tu po kilku dekadach miasto, które w XX w. wchłonęło wieś Chorzów, przyjmując jej nazwę. W jego herb w 1938 roku wpisano krzyż bożogrobców. Dziedzictwo zakonu przysłania dziś moda na weekendowe festyny rycerskie i komercyjno-hobbystyczne szaleństwo rekonstrukcji historycznych, którym nie wiedzieć czemu przypisuje się jakieś szczególne właściwości edukacyjne.

Odchodząc (zakony zniesione zostały w Prusach w 1810 roku, a ostatni chorzowski proboszcz bożogrobca Hilary Przybylski zmarł jako ksiądz świecki w roku 1816), zakonnicy zostawili to miejsce skierowane niejako ku przemysłowej przyszłości. Pozostawili też znak mało efektownej, lecz cennej idei szpitalniczej, opieki nad opuszczonymi, osamotnionymi, dotkniętymi choroba, a także ideę obrony Grobu Chrystusowego w Jerozolimie. Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebne jest myślenie o Śląsku w owym śródziemnomorskim horyzoncie. Humanista i papieski sekretarz Lorenzo Valla głosił przekonanie, że Europa Środkowa w naturalny sposób ciąży kulturowo ku Morzu Śródziemnemu. W wiekach średnich i wczesnonowożytnych konstytuował się Śląsk jako przestrzeń kultury emanującej ze Śródziemnomorza. Był wówczas jednością, której nie zdołano po wiekach ocalić. Dziś stanowi ona wartość drogą i wyjątkowo trudną do odzyskania. Jest jak zagubiona siła i powracające marzenie, uwodzicielska utopia, bardziej jednak realna, niż mogłoby się wydawać. Jest wyzwaniem i zadaniem. Jak proroczo w XVI w. wołał Caspar Ursinus Velius ze Świdnicy:„O Rzymie, złoty Rzymie. Ty się radujesz wieczną wiosną, ty posiadasz tylu zacnych i utalentowanych poetów, lecz nasz Śląsk, chociaż leży pod zimną gwiazdą północy jest nie mniej wart od ciebie”.

Jacek Kurek

1 Tekst powstał w marcu 2016 roku, opublikowany został w książce: Jacek Kurek: Widok z okna. Kraków 2023, s. 99-103.

2 H. Barycz, Śląsk w polskiej kulturze umysłowej, Katowice 1979.

3 Owa kontrowersyjna praktyka już nie doskwiera Chorzowowi. Podobne wydarzenia zyskały bowiem dzięki nowej organizacji stosowne proporcje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *