Kiedy dziś rano jadąc do pracy przyglądałam się małej dziewczynce siedzącej przy oknie autobusu i przyglądającej się światu za szybą, zdałam sobie sprawę, że ona wcale się nie uśmiecha. Mała mogła mieć jakieś sześć lub siedem lat. Była cicha i jakby nieobecna. Jej matka nerwowo przeglądała telefon i była coraz bardziej nerwowa. Kiedy autobus zbliżał się do następnego przystanku, matka szarpnęła ramię dziewczynki i syknęła do niej:
– Wysiadaj!
Mała wstała i zupełnie naturalnie wysiadła z autobusu. Potem szła za matką, która nerwowo szarpała ją, by ta nadążyła za jej szybkimi krokami. Przyglądałam się jeszcze chwilę tej scenie a potem obie zniknęły mi z oczu.
Miałam je w pamięci przez cały dzień. Mimo, że ich nie znam, to żal mi tej małej. Jakie to smutne, że dorośli ( i to najbliżsi) sieją w sercach swoich dzieci strach i przemoc. Małe dzieci, które wychowują się w rodzinach przemocowych – nie tylko przemoc fizyczna jest przemocą, brak okazywanej miłości też nią jest – traktują to jak normę. I potem powielają ten sam schemat w swoim już dorosłym życiu. A kiedy coś zostanie zasiane w dzieciństwie to nie tak łatwo jest to wyeliminować w życiu dorosłym. Wtedy jest to już na poziomie głębokiej podświadomości. I rodzi się schemat przekazywany z pokolenia na pokolenie. I nie łatwo jest się wyrwać z niego. Bez pomocy terapii, praktycznie nie jest to możliwe.
Po co zatem siać w życiu własnych dzieci strach, agresję, obojętność, brak miłości? Po co projektować im porażki w życiu dorosłym? To co zasiejesz w swoim dziecku to ono w dorosłym życiu zbierze. Zatem zastanów się czym wypełniasz jego przyszłość? Co najczęściej słyszy od Ciebie? Jakie zna gesty? Jakie oznaki miłości mu okazujesz? O czym rozmawiacie? I czy w ogóle rozmawiacie?
Iwona Pruszczyk
Centrum Kreatywnego Myślenia